– Biznes jest gotowy na Fit for 55 i co ciekawe, banki też są na to gotowe. Natomiast niegotowe są polskie regulacje i polska energetyka. Tym, co jest nam teraz w Polsce potrzebne, są dobre strategie i dobre planowanie – ocenia Ilona Jędrasik, nowa prezes zarządu Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Jak wskazuje, polska energetyka musi zdecydowanie przyspieszyć z transformacją w kierunku odnawialnych źródeł, ponieważ w scenariuszu business as usual konsekwencją może być spadek konkurencyjności całej krajowej gospodarki.
– W Polsce sytuacja, jeśli chodzi m.in. o rozwój odnawialnych źródeł energii, przede wszystkim w ciepłownictwie i fotowoltaice, jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się w całej UE. Z drugiej strony mamy też bardzo duże zapóźnienie, jeśli chodzi o całościową transformację. Patrząc na to, gdzie jest w tej chwili nasza energetyka, plasujemy się w ogonie europejskiej stawki. Natomiast sytuacja rzeczywiście zmienia się u nas bardzo dynamicznie i – jeżeli mądrze wykorzystamy dostępne środki europejskie, ale też środki krajowe czy środki z sektora prywatnego, z banków i biznesu – to naprawdę jesteśmy w stanie w ciągu kilku lat dokonać ogromnego skoku technologicznego i skoku w redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku – mówi agencji Newseria Biznes Jędrasik.
W Polsce już ubiegły, 2023 rok był rekordowy pod względem produkcji energii z OZE. Według danych Agencji Rynku Energii w ub.r. wyprodukowano w Polsce łącznie ponad 166,4 TWh energii elektrycznej, z czego ponad 26 proc. pochodziło właśnie ze źródeł odnawialnych (14 proc. całkowitej generacji dostarczyły lądowe elektrownie wiatrowe, 6,8 proc. – fotowoltaika i 2,9 proc. – biomasa). Oznacza to, że w ciągu roku OZE skokowo zwiększyły swój udział w krajowym miksie energetycznym (z ok. 20 proc. w 2022 roku), podczas gdy udział węgla skurczył się jednocześnie z 73 proc. do 63 proc., osiągając tym samym najniższy poziom w historii.
Wzrost generacji z OZE jest napędzany przez szybki przyrost mocy zainstalowanej – obecnie odnawialne źródła stanowią w Polsce już ponad 43 proc. całkowitej mocy zainstalowanej, sięgającej 66,4 GW. W samej fotowoltaice uruchomiono w ub.r. prawie 4,9 GW nowych mocy (wzrost o 40 proc. r/r) – najwięcej w historii polskiego rynku OZE. Według danych ARE na koniec ub.r. łączna moc zainstalowana PV w Polsce wynosiła już 16,9 GW wobec 12,1 GW rok wcześniej. Drugim, największym źródłem była z kolei energetyka wiatrowa na lądzie (9,3 GW mocy zainstalowanej na koniec ub.r.).
– W sektorze energetycznym mamy największy potencjał redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dla przypomnienia, w Polsce ten sektor odpowiada za ok. 50 proc. całkowitych emisji, więc tutaj mamy największe możliwości. Natomiast tym, czego nam brakuje, żeby do 2030 roku znacząco przyłożyć się do celu 55 proc. redukcji emisji na poziomie Unii Europejskiej, są przede wszystkim dobre sieci, które pozwolą na przyłączanie kolejnych źródeł OZE, bo obecnie wciąż zmagamy się z tym, że coraz więcej mocy nie dostaje dostępu do sieci lub jest wyłączanych w trakcie. Potrzebujemy też planu wyłączania brudnych technologii węglowych z systemu energetycznego i tego też nadal brakuje – mówi prezes Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Raport opracowany przez Fundację ClientEarth („Sieci – wąskie gardło transformacji energetycznej”) pokazuje, że ostatnimi laty w Polsce lawinowo wzrosła liczba odmów przyłączenia do sieci elektroenergetycznej nowych instalacji. Pomiędzy 2015 a 2021 rokiem krajowi operatorzy wydali łącznie ponad 6 tys. odmów przyłączenia dla nowych źródeł OZE o łącznej mocy około 30 GW. Ten utracony potencjał stanowił ok. 50 proc. mocy zainstalowanej w całej polskiej energetyce. Nowsze dane URE pokazują też, że liczba odmów przyłączenia dla nowych źródeł odnawialnych nadal rośnie: w latach 2021–2022 urząd otrzymał już ponad 9 tys. powiadomień o odmowach przyłączenia obiektu OZE do sieci.
Wynika to przede wszystkim z faktu, że polska sieć energetyczna jest wyeksploatowana, przestarzała (ok. 40 proc. sieci napowietrznych ma już ponad 40 lat) i nieprzystosowana do źródeł OZE. Pierwotnie była bowiem projektowana i budowana pod kątem dużych elektrowni konwencjonalnych. Natomiast kiedy polski system energetyczny zaczął przechodzić transformację w kierunku rozproszonych, pogodozależnych źródeł OZE, nie poczyniono wystarczających nakładów inwestycyjnych na przemodelowanie funkcjonowania tej sieci. Eksperci podkreślają, że teraz dalszy rozwój OZE w Polsce nie przyspieszy bez zdecydowanych inwestycji w sieci elektroenergetyczne i bez zmiany sposobu zarządzania nimi.
– Aby wyjść z tej sytuacji, potrzebujemy m.in. dobrego Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu. I Ministerstwo Środowiska w tej chwili plan taki konsultuje, ale niestety jest on jeszcze niedopracowany. Brakuje w nim scenariusza ambitnego, na razie mamy tylko scenariusz prognostyczny i on pokazuje, że przy tzw. business as usual, czyli nie wprowadzając w gospodarce dużych zmian, możemy do 2030 roku osiągnąć 35 proc. redukcji emisji względem roku 1990. Ministerstwo Klimatu i Środowiska określa to jako cel dosyć ambitny, natomiast na tle tego europejskiego celu ustalonego na poziomie 55 proc. on nie jest wysoki – mówi Ilona Jędrasik. – Wisienką na torcie powinna być też ustawa o zmianie klimatu, która uregulowałaby naszą ścieżkę dochodzenia do neutralności klimatycznej. Takie ustawy obowiązują już w tej chwili w ok. 60 państwach świata i w kilkunastu krajach Unii Europejskiej.
Ramowe ustawy o ochronie klimatu obowiązują już w USA, Australii, w 16 państwach członkowskich UE (Austria, Bułgaria, Chorwacja, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Irlandia, Luksemburg, Malta, Niderlandy, Niemcy, Portugalia, Szwecja, Węgry) oraz w pięciu innych państwach europejskich (Islandia, Liechtenstein, Norwegia, Szwajcaria, Wielka Brytania). Obecnie trwają również prace nad ustawami w kolejnych czterech państwach członkowskich UE (Estonia, Łotwa, Słowacja, Słowenia) oraz w Turcji.
W Polsce, która do tej pory nie przyjęła własnej polityki klimatycznej, projekt takiej ustawy – opracowany przez zespół prawników i ekspertów Fundacji ClientEarth – został złożony już w kwietniu ub.r. Poparła go m.in. Koalicja Klimatyczna, która zrzesza 26 organizacji pozarządowych działających w obszarze ochrony klimatu i środowiska. Założenia projektu cieszą się też dużym poparciem społecznym – w sondażu zleconym przez ClientEarth blisko 70 proc. ankietowanych Polaków poparło wprowadzenie przepisów gwarantujących osiągnięcie przez Polskę neutralności klimatycznej w ciągu 20 lat. Dużym poparciem cieszą się również konkretne założenia projektu, jak np. przeznaczenie 1 proc. PKB (ok. 36 mld zł rocznie) na działania proklimatyczne, z czym zgodziło się aż 76 proc. Polaków. Wśród pozostałych, ujętych w nim założeń jest też: neutralność klimatyczna Polski najpóźniej w 2050 roku, obowiązek sprawdzania, czy duże inwestycje nie szkodzą klimatowi, przygotowanie planów walki ze skutkami ekstremalnych zjawisk pogodowych, powołanie Rady Ochrony Klimatu, a także przyznanie mieszkańcom Polski nowego prawa – prawa do życia w bezpiecznym klimacie.
– Ustawa o ochronie klimatu stworzyłaby też dla biznesu taką pewność, że Polska będzie szła niskoemisyjną ścieżką i że inwestycje na tutejszym rynku powinny być zrównoważone, a z drugiej strony będą się też opłacać, bo dadzą biznesowi etykietę zieloności, przyjazności dla środowiska – tłumaczy ekspertka. – Międzynarodowy i europejski biznes potrzebuje takiego jasnego sygnału, że Polska idzie w kierunku zeroemisyjności, że polskie regulacje są stabilne i progresywne, ponieważ firmy są zobowiązane raportować swój wpływ na środowisko. W związku z tym chcą inwestować w miejscach, gdzie ten wpływ na środowisko będzie jak najmniejszy. I teraz dla przykładu: polska energetyka generuje ok. 50 proc. naszych emisji, podczas gdy energetyka szwedzka jest bardzo niskoemisyjna. Innymi słowy: inwestycja w Polsce – niezależnie od tego, w jakim sektorze – siłą rzeczy będzie bardziej emisyjna niż inwestycja w Szwecji. I oczywiście są też inne czynniki wpływające na atrakcyjność inwestycji, ale musimy pamiętać, że to, jak wysokie mamy emisje, będzie bezpośrednio wpływać na to, w jakim stopniu biznes będzie zainteresowany inwestowaniem w Polsce. Dlatego to bardzo ważne, żebyśmy mieli dobre regulacje, stabilne prawo i pewność, że te emisje będą w Polsce spadać.
Jak wskazuje Fundacja ClientEarth, globalne rynki są coraz bardziej wyczulone na ślad węglowy towarów i usług. Banki, ubezpieczyciele i inne instytucje coraz częściej biorą pod uwagę kwestie klimatyczne przy podejmowaniu decyzji finansowych czy planowaniu inwestycji.
Z biegiem lat – szczególnie w scenariuszu business as usual – będzie to stanowić dla Polski poważny problem, ponieważ krajowa energetyka jest bardzo energochłonna i – pomimo postępującej w ostatnich latach transformacji – wciąż w dużym stopniu oparta na paliwach kopalnych. Produkowana z nich energia jest przede wszystkim droga, a znaczący ślad węglowy polskich towarów może obniżyć konkurencyjność poszczególnych przedsiębiorstw, całych branż, a nawet całej krajowej gospodarki. To z kolei może również wpłynąć na osłabienie kursu walutowego bądź spowodować spadek inwestycji zagranicznych. Dlatego właśnie w tej chwili największe państwa uzależnione od paliw kopalnych przechodzą na zieloną energię – dla przykładu w 2020 roku ponad 80 proc. inwestycji w chińskim sektorze energetycznym dotyczyło właśnie OZE.
Fundacja ClientEarth zauważa też przy tym, że rezygnacja z paliw kopalnych to nie tylko niższe emisje gazów cieplarnianych, ale i tańsze źródła energii oraz większa niezależność. Polska – podobnie jak cała UE – ma bardzo niewielkie złoża paliw kopalnych i jest uzależniona od ich importu (m.in. z Rosji, Wenezueli czy krajów arabskich). Tylko w 2020 roku wartość tego importu sięgnęła aż 200 mld zł, które w innym wypadku można by wydać np. na OZE i ważne cele publiczne.
– Oczywiście transformacja też będzie się wiązać z kosztami, bo sektor elektroenergetyczny wymaga bardzo dużych nakładów finansowych. To, czy my te nakłady zrealizujemy w energetyce konwencjonalnej, w energetyce atomowej, w energetyce odnawialnej, czy te nakłady będą w sieci, to jest już decyzja polityczna i biznesowa. I niezależnie, jaka decyzja zostanie podjęta, to koszty będą również po stronie konsumentów. One mogą być mniejsze czy większe, ale utrzymywanie obecnego stanu – czyli dominacji energetyki węglowej w miksie – wcale nie jest tańsze, a nawet droższe niż inwestycje w źródła odnawialne – podkreśla Ilona Jędrasik.
Artykuly o tym samym temacie, podobne tematy
Subscribe
0 komentarzy